W Chwilach WażNych Dla Formowania Się Naszej Zbiorowej TożSamośCi, Polacy Ostatnio Zachowują Się Jak Kurczak Z OdcięTą GłOwą

Easy Rider


twitter thread from Easy Rider




W chwilach ważnych dla formowania się naszej zbiorowej tożsamości, Polacy ostatnio zachowują się jak kurczak z odciętą głową. Jest to jednak głowa fantomowa, obumarła już dawno; ból który czujecie to reakcja spóźniona, choć konieczna.
Zapraszam na wąteczek “Ojciec odchodzi” 👇
Zacznijmy od tych kilku rzeczy, które Jarosław Kaczyński WIE o Rzepienniku Strzyżewskim, ale których nie przeżył. Doświadczenie to coś innego niż wiedza czerpana od prowincjonalnych działaczy, których rolę w formacji osobowościowo-duchowej Wodza tak pięknie opisywał Piotr Zaremba W chwilach ważnych dla formowania się naszej zbiorowej tożsamości, Polacy ostatnio zachowują się jak kurczak z odciętą głową
Wiedza to oczywiście sporo i z pewnością daje mu ona i tak lepsze rozeznanie w polskiej duszy, niż wynarodowionym platformersom, jednak umówmy się – Prezes to taki sam agnostyczny miejski inteligent, jak Ty i ja. Kaczyński nigdy nie żył na wsi i nie przeszedł procesu formatywnego
… dla duchowości kilku polskich pokoleń, na który składała się m. in. nauka Tajemnic Różańca przy wsparciu półmetrowej, drewnianej linijki, dzierżonej krzepko przez pulchnego katechetę oraz błoga ulga po uzyskaniu od tegoż rozgrzeszenia za pierwsze grzechy nieczystości.
Nie miał też raczej okazji doświadczyć, jak to jest, przywozić na kolędę proboszcza z plebanii własnym Maluchem, bo księdzu szkoda brudzić auta. Proboszcza, obgadywanego we wsi ze względu na powszechnie znany charakter jego relacji z gosposią – ale jednocześnie całowanego w rękę.
Proboszcza który spoił tę wiejską społeczność jej wielkim, zbiorowym aktem sprzeciwu przeciw władzy – a zarazem aktem lokalnej dumy – gdy wbrew wszystkiemu wznieśli pod jego wodzą kościół większy niż mają ci w Wojakowej. Harując pod jego czujnym okiem i kradnąc państwowe cegły.
Proboszcza, z którego byli dumni, na którego narzekali i sarkali po kątach, do którego szli czasem po radę i dla którego nie pili przez cały sierpień. Który jednak, przede wszystkim, niezbędny był do odprawienia rytuałów przejścia: od narodzin, przez ślub aż po śmierć.
Rytuałów, bez których istnienie nie miałoby żadnego sensu, rytuałów odwiecznych jak zasiewy i żniwa, spajających społeczność swoją powtarzalnością i rozpoznawalnością.
Jak powiada Śatapathabrahmana: „Musimy czynić to, co bogowie uczynili na początku”.
Jednak musimy czynić to w imię wyższego porządku, a porządek ten musi mieć swoich kapłanów. Mechaniczna powtarzalność fabryki nie tworzy wspólnoty, ona ją niszczy. Wspólnotę tworzy rytuał, a rytuał musi być uświęcony.
To właśnie było podstawową funkcją społeczną religii wiejskiej
Komunizm nie był w stanie złamać tej roli religii. Po krótkiej, stalinowskiej szarpaninie, Gomułka pragmatycznie uznał najpierw prawo chłopa do posiadania ziemi, następnie zaś prawo Kościoła do autonomii. Walczyć próbował jedynie o monopol na polityczno-społeczną symbolikę.
I tę walkę spektakularnie przegrał. W toku obchodów millenijnych, Wyszyński stworzył katolicyzm ludowy. Będący w gruncie rzeczy formacją kulturowo-polityczną, nie religijną. Polacy odnaleźli w nim tożsamość zbiorową, o charakterze para- czy też przedpolitycznym.
Bycie Polakiem oznaczało uczestnictwo w tej formacji, niekoniecznie musiało jednak wiązać się z indywidualnym wyznaniem wiary. Tak jak w skali mikrowspólnoty: jeśli chcesz żeby wieś cię zaakceptowała i przyjęła za swojego, musisz chodzić do kościoła.
I Polacy to rozróżniali.
Badania Szackiego już od lat 60-tych pokazywały, że kluczowa dla polskiej tożsamości narodowej jest autoidentyfikacja, uczestnictwo w kulturze i znajomość obyczaju. Wiara była na ostatnim miejscu. I dlatego w skład powstającego narodu politycznego gładko weszła lewica laicka.
Naród ten narodził się oczywiście wraz z powstaniem “Solidarności”. Będącej nie tyle jego emanacją, co w zasadzie nim samym. “Solidarność” nie była związkiem, ruchem ani partią, była 10-milionową syntezą historycznego doświadczenia Polaków:
Oparta na niezależności regionów “samorządność totalna” kopiowała strukturę sejmików szlacheckich, sojusz robotniczo-inteligencki przełamywał podział klasowy dzięki odrodzeniu mitu romantycznego, wszystko zaś spajała symbolika religijna.
To znaczy religijna w formie. Zacznijmy od tych kilku rzeczy, które Jarosław Kaczyński WIE o Rzepienniku Strzyżewskim, ale których nie przeżył
Mogłeś sobie wierzyć albo nie, ale buntowałeś się zarówno w imię prawa do strajku i wolności słowa jak i prawa do noszenia krzyżyka podczas służby wojskowej. Wolność religijna była RÓWNIE WAŻNA, a nawet – jak pisał wtedy niejaki Michnik – w państwie totalitarnym wręcz podstawowa.
A jednym z najważniejszych symboli tego narodu, tworzącego się w romantycznym zrywie w imię wolności i chleba, był On, jego ojciec duchowy. Człowiek, który formację kulturową i przedpolityczną stworzoną przez Wyszyńskiego, przekształcił w narodową i polityczną.
Najpierw podczas pierwszej pielgrzymki, która pokazała Polakom nie tylko, że są wspólnotą niezależnie od wszystkich podziałów, ale przede wszystkim – że są wspólnotą w opozycji do komuny i jako wspólnota mogą tę komunę upokorzyć. Wszyscy wiedzieli, że komuna Papieża nie znosi.
Wszyscy wiedzieli, że komuniści gratulując mu, są wściekli; że zgodzili się na tę pielgrzymkę, bo ich do tego zmusił.
A podczas mszy papieskich, wśród milionowych tłumów, zdali sobie sprawę, że gromadzą się tam wbrew władzy – i że robią to bezkarnie.
Wojtyła był przywódcą narodowym, był Mesjaszem nowej politycznej tożsamości. I był zarazem przywódcą stricte politycznym, nadającym kierunek wydarzeniom – jak wtedy podczas trzeciej pielgrzymki w 1987
Papież zaingerował wówczas w politykę wprost: modląc się przy grobie ks. Popiełuszki – męczennika wszak bardziej za wolność, niż za wiarę – oraz spotykając się z Wałęsą, profilaktycznie zniweczył roztaczane przed ostrożnym Glempem pokusy pohandlowania z komuną tym i owym. Wiedza to oczywiście sporo i z pewnością daje mu ona i tak lepsze rozeznanie w polskiej duszy, niż wynarodowionym platformersom, jednak umówmy się - Prezes to taki sam agnostyczny miejski inteligent, jak Ty i jadla duchowości kilku polskich pokoleń, na który składała się m
JP II realizował wtedy program, spisany przez Michnika dwa lata wcześniej w książce „Takie czasy… Rzecz o kompromisie”. Wbrew powszechnemu dzisiaj przekonaniu, nie zachęcała ona do ugody, wręcz przeciwnie: ostrzegała, żeby nie brać od czerwonych nic, bez legalizacji “S”.
Jednak gdy upadł komunizm, rozpadł się też romantyczny naród “Solidarności”: rozpoczęła się błyskawiczna atomizacja społeczna. Symbolika religijna cofnęła się niejako do czasów Wyszyńskiego, zachowując siłę kulturową, ale tracąc polityczną. Najlepiej zrozumieli to postkomuniści.
O ile zdjęcie z Wałęsą było gwarancją dostania się do Sejmu w 1989, o tyle zdjęcie z Papieżem było certyfikatem przynależności do polskiej wspólnoty. Stąd też zabiegali o nie wszyscy, zaś Józef Oleksy i Jolanta Kwaśniewska pielgrzymowali na Jasną Górę. Nie miał też raczej okazji doświadczyć, jak to jest, przywozić na kolędę proboszcza z plebanii własnym Maluchem, bo księdzu szkoda brudzić auta
Naród rodził się z tego trochę pokręcony, ale Papa to akceptował. Dobrze rozumiał, że związanie Kościoła z jednym nurtem polityki, długofalowo go osłabi. Co do reszty, ufał chyba, że połączenie religijnej obrzędowości z tożsamością narodową wzmacniać będzie obie strony.
Do końca XX wieku szło jeszcze jako-tako. Kolejne zachęty Papy do trwania przy wierze przodków na pewno nie szkodziły; przywiązanie do rytuału trwało. Czym Kościół polski był do tego stopnia ukontentowany, że okazałość kremówki trochę przysłoniła mu rzeczywistość.
Ta zaś zmieniała się nieubłaganie, a najbardziej w tej sferze, o której Polacy jak wiadomo, mówić za bardzo nie umieją. Seks wymknął się spod kontroli Kościoła o tyle łatwo, że – Bogiem a prawdą – Kościół nigdy tej kontroli nie sprawował jakoś szczególnie obsesyjnie.
Po części wynikało to z jego mądrości, po części zaś z tego zakorzenienia w życiu wiejskim: w małych wspólnotach swoboda seksualna jest siłą rzeczy ograniczona, a seks przedmałżeński najczęściej prowadzi po prostu do małżeństwa. Rewolucję seksualną najłatwiej było przemilczeć.
Toteż przemilczeli ją zgodnie tak Polacy jak i Kościół; była to rewolucja prześniona. Przez cały ten czas – od pierwszej kasety wideo przywiezionej przez szwagra z Wiednia do PornHuba i Roksy – po prostu się o tym nie mówiło. Papa co prawda trochę napominał, Polacy kiwali głowami
A potem Papa umarł, zgodnie opłakiwany. Był to ostatni wielki wspólny rytuał Polaków, odprawiony z całym namaszczeniem na jakie było ich stać. Żegnali bowiem właśnie ostatni punkt styczny łączący ich jako całość w jedną tożsamość. Tylko że była to już wtedy, w 2005, fikcja.
Najlepiej wyraził to kolega @piotrczerski, w dziełku z którego ukradłem tytuł tego wątku: wokół śmierci Papieża toczy się życie nie mające nic wspólnego ani z jego nauczaniem, ani z odprawianym we wszystkich mediach rytuałem. Naród romantyczny nie istnieje już od dawna… Proboszcza który spoił tę wiejską społeczność jej wielkim, zbiorowym aktem sprzeciwu przeciw władzy - a zarazem aktem lokalnej dumy - gdy wbrew wszystkiemu wznieśli pod jego wodzą kościół większy niż mają ci w Wojakowej
… a nowy polski naród polityczny zacznie tworzyć się dopiero za chwilę. Jak każdy nowoczesny europejski naród – w ogniu wojny domowej, szczęśliwie ograniczonej tym razem do walki na wyzwiska i symbole. A.D. 2005 Polacy są u szczytu atomizacji swojej wspólnoty.
Jednych przygniatają trudy przetrwania, drugich oszałamia smak sukcesu. Z tego podziału narodzi się rywalizacja PiS-PO. Polacy żyją jednak przede wszystkim w mikrotożsamościach i wraz z odejściem Papieża-symbolu, jedynym spoiwem pozostawać będzie siła ich ludowej kultury.
Która jednak też ulega zmianie: migracja do miast nie oznacza już (jak w komunizmie) przeszczepienia do nich wiejskich wzorców (np ludowej pobożności), lecz ich porzucenie. Podział PiS-PO staje się podziałem tożsamościowym. Nie, nie przez Smoleńsk (choć Smoleńsk to przyspieszył).
Po prostu PiS – tyleż celowo, co instynktownie – odwołuje się do mitu romantycznego jako tożsamości polskiej. Próbuje przygarnąć pod swoje skrzydła wszystkich, którzy ten mit rozpoznają – a jest on zakodowany silnie w naszej zbiorowej pamięci. Nie jest już jednak uniwersalny.
Bo, plus/minus – równie wielu jest Polaków, którzy tego mitu albo nie rozpoznają, albo świadomie odrzucają. I chcą być inni. Europejscy, nowocześni – zwał jak zwał. Na razie są przede wszystkim pragmatyczni i antyromantyczni. Opiszę to innym razem, tu istotne jest coś innego:
Czy możliwy jest polski mit romantyczny bez symboliki religijnej? Odpowiadając na to pytanie, PiS wpadł w pułapkę. Być może dlatego, że Prezes tylko WIEDZIAŁ, a nie doświadczył. A może dlatego, że jako miejski inteligent, w gruncie rzeczy zawsze uważał religię za rodzaj kremówki.
Jak na rasowego inteligenta przystało, Kaczyński romantyzm czuł, a Kościół tylko rozumiał. Albo myślał, że go rozumie. Czytał o tym spoiwie, może nawet je obserwował i wszystko pasowało. Ale spoiwo działa tylko w określonym rodzaju wspólnoty, uznającym określoną hierarchię.
KK po 1990 wolał nie reglamentować realnie zachowań ludzkich, a już zwłaszcza w sferze seksu. Czuł chyba, że takiego starcia nie wygra. Ale akceptując dwójmyślenie swoich owieczek, radośnie łamiących wszystkie jego nakazy i karnie stawiających się na niedzielnej mszy
..doprowadził do dwóch rzeczy. Po pierwsze, do totemizacji aborcji. Stała się ona (oczywiście nie deklaratywnie, lecz poprzez jawne przymknięcie kościelnego oka) pars pro toto katolickiej etyki seksualnej, sprowadzonej w XXI w do hasła “róbta co chceta, ale skrobać się nie wolno”
Po drugie, w relacji stanowiącej podstawę roli społecznej Kościoła w Polsce – jako dostawcy rytuałów, otrzymującego w zamian za nie od wiernych przywilej nietykalności i szacunek społeczny – Kościół po raz pierwszy w historii Polski stał się stroną słabszą.
Co, oczywiście, wiąże się z prawdziwą sekularyzacją, nie tą mierzoną procentami dominicantes i communicantes. Miarą prawdziwej wiary jest wiara w piekło. Jeśli w nie wierzysz, musisz wybaczyć swojemu proboszczowi wiele, w zasadzie wszystko. Tylko on bowiem może cię odeń uwolnić. Proboszcza, z którego byli dumni, na którego narzekali i sarkali po kątach, do którego szli czasem po radę i dla którego nie pili przez cały sierpień
Jeśli nie – możesz go szanować jako niezbędnego dostawcę rytuałów, ale wówczas zaczynasz już wymagać. A jeżeli widzisz, że twój proboszcz pozwala ci praktycznie na wszystko, bojąc że przestaniesz chodzić na mszę… no, to mamy Czarny Protest.
Bunt przeciwko słynnemu orzeczeniu TK był pośrednio buntem przeciwko Kościołowi który ośmiela się wymagać czegoś naprawdę. Do tej pory wierni mieli bowiem z nim układ, podobny jak swego czasu homoseksualiści w US Army: you don’t ask, I don’t tell.
Kościół jest w Polsce przez wiernych traktowany usługowo. Nie znaczy to, że szybko przestanie im być w tej roli potrzebny. Znaczy to jednak, że posiada znikomą siłę mitotwórczą. I dlatego ten, tak korzystny dotąd dla PiS sojusz tronu z ołtarzem może się nie sprawdzić.
Kościół, zakorzeniony w codziennych rytuałach i żyjący w przyjaźni z władzą, w naturalny sposób wzmacnia tę władzę. Kościół-usługodawca, wstrząsany skandalami, może i władzy aż tak nie zaszkodzi, jak liczą niektórzy, ale na pewno nie będzie dawcą tożsamości. Rytuałów, bez których istnienie nie miałoby żadnego sensu, rytuałów odwiecznych jak zasiewy i żniwa, spajających społeczność swoją powtarzalnością i rozpoznawalnością
Z pewnością zaszkodzi natomiast władzy jego histeryczna obrona. Jest jedną z podstawowych zasad polityki, aby nie opierać się na słabszym od siebie. A Kościół właśnie swoją walkę o pozycję społeczną na naszych oczach przegrywa. Ojciec odchodzi po raz trzeci –
Po zgodnym skremówkowaniu jego nauczania w kolejnych po 1991 pielgrzymkach, po fizycznej śmierci w 2005, teraz upada w końcu jako nawet nie symbol, lecz jego złudzenie. Gdyż jedyne co symbolizował, to wspomnienie, którego siła spajająca dotyczy wyłącznie pokolenia 50+
Częściowo jest to wspomnienie mszy papieskich, ale dla wielu – jest to wspomnienie tej lokalnej wspólnoty pod wodzą proboszcza, która dzięki uniwersalnym symbolom łączyła się we wspólnotę większą. Narodową. Tylko że tej lokalnej wspólnoty też już nie ma.
Nie znaczy to bynajmniej, że przestaliśmy być narodem. My się właśnie dopiero nim stajemy, nadrabiając w zglobalizowanej ponowoczesności procesy, na które zabrakło miejsca w naszej zabranej nam przez obcych historii. I, w ten czy inny sposób, nadrobimy je.
Tożsamościowy projekt PiS ma, uważam, duży potencjał. Kod romantyczny ma wiele wad, ale jest bardzo silny; napaść Rosji na Ukrainę ożywia go, czyni znacznie bardziej uniwersalnym i pozwala napełnić go nową treścią. On przejdzie transgresję. Jednak forma religijna jest już pusta.
Stąd po części ta histeria i syndrom oblężonej twierdzy. Jednak nie wynika to tylko z kalkulacji politycznej. Tożsamość romantyczna z Papą jako Ojcem Narodu to autentyczny kod wielu z tych ludzi. Poza tym zaś, jest jeszcze kwestia czysto osobista.
To w imię tej tożsamości popełnili oni przecież masę świństw i unurzali się w apanażach aktualnej wersji kapitalizmu politycznego. Nie dla siebie przecież, tylko dla Polski. A jeśli Jej symbol, Jej duchowy ojciec miałby mieć skazę, okazać się, ekhem, niegodnym, znaczyłoby to…
… cóż, ni mniej ni więcej, tylko że ich trud był na próżno. Czy skalany proboszcz-grzesznik może odkupić nas i ocalić przed piekłem? Czyż nie po to odwracamy wzrok od jego słabości – aby mógł?
To wspaniałe, symboliczne zdjęcie.
W polityce nie ma zbawienia. Jednak musimy czynić to w imię wyższego porządku, a porządek ten musi mieć swoich kapłanów
Więcej oczywiście w książce, teraz mogę ją już chyba zacząć anonsować. Za jakieś 2 miesiące powinienem skończyć; byłaby gotowa już dawno, gdybyście lepiej przyswoili nauczanie JP II; a tak rozwodzicie się na potęgę i cóż – żal dać przepadać dobru.
EOT

Leave a Reply

Your email address will not be published.